3, 2, 1 – START

Gdzieś w oddali słychać głuchy dźwięk. Ktoś coś mówi? Coś jakby odliczanie: 3, 2, 1. Cofam się 25 lat wstecz. Tyle czasu minęło od kiedy ostatni raz wziąłem udział w wyścigu XC. Jak odnalazłem się w tej bajce ze smokiem?

smok

Dzień przed wyścigiem zawsze wygląda tak samo. Niezależnie od wykonywanych czynności w pracy, w domu, w samochodzie na trasie, gdzieś z tyłu głowy sprawdzam listę rzeczy do zrobienia i postęp przygotowań. To zrobiłem, tamto też? Na pewno? Tak wszystko jest. Pozostaje dobrze się wyspać. No właśnie wyspać. Drogi zegarku naprawdę musisz mi przypominać , że już dobrze po północy, a ja ciągle nie śpię? Wiem, że już późno, choć równie dobrze można powiedzieć, że wcześnie, bo za oknem świta. Zaspałem? Czy ja w ogóle spałem? 4.15 z jednej strony mnie to uspokaja bo do budzika zostało 45 min. Jednak powieki bardzo ciężkie. No to pospałem…

Termosy wyjazdowe napełnione – kawka z dripa, herbatka, kanapki spakowane – jazda. Trzeba jeszcze po drodze zebrać naszą radosną ekipę, przygotować pakiety startowe dla uczestników, porozstawiać flagi i namiot. Przebieram się w stylową koszulkę startową TOMAR. To chyba wszystko, nie? Kamil wszystko?

-Nie no, weź żel może co?

9.30 – Kazali mi ruszyć na rozgrzewkę, żeby mięśnie rozruszać i być gotowym. Ludzie, ja się urodziłem gotowy! W około czuć delikatnego spręża. Każdy chce zająć dobre miejsce na starcie, aby osiągnąć jak najlepszy wynik. Osobiście boję się czy wystarczy sił. Podekscytowanie zaczyna udzielać się i mnie. Jest fajnie!

pierwsze z koleji

3, 2, 1 START – lecimy! 🙂

Szum, szum, szumi opona, peleton się rozpędza. Na oko to będzie hmmm 35 km/h. Roszady i przepychanki. Czy to szachy? Gdzie jest król, gdzie jest królowa?

1 km – Na trasie spore zamieszenie. Jakiś koreczek, krzyki, wymachiwanie rękami. Nie tędy droga Panowie! Nawracam przez lewe ramię, zwiększam kadencję i siadam na koło. Grzejemy jak słonko na Saharze, albo MPEC w Krakowie. Wyprzedzamy uczestników, którzy przez krótką chwilę stanowili czub peletonu, ale w wyniku pomyłki pognali gdzieś w zielony las. Jestem na drugim miejscu. Marku, ciesz się chwilą szumią drzewa. Carpe diem szepczą umarli poeci. 15 długich sekund jestem liderem wyścigu. Zajebiste uczucie!

IMG_5981

Chwilę później nadciągają głodni walki i watów  husarze na rowerach. Tempo zaczyna wzrastać i zmieniać się gwałtownie niczym riffy Megadeth. W myślach kibicuję swoim nogom, choć z drugiej strony trochę mi ich żal, tyle cierpienia jeszcze na nie  czeka.

Pamiętam rady Kamila – „Trzymaj się szybszej grupy, siedź na kole i nie daj się zgubić, jak jesteś pierwszy to spawaj!”.

W grupie mocno nerwowo, tempo trochę szarpane i kończy się asfalt. Witaj szutrze! Zwiększam dystans do rowerzysty przede mną i zostawiam sobie miejsce na reakcję. Niedaleka przyszłość pokazuje, że nie można przewidzieć wszystkiego. Wypadek. Wzywam karetkę. Słabo reaguję na stres związany z czyimś wypadkiem i krwią. Służby powiadomione. Wracamy do walki i wyścigu. Chwilka na ogarnięcie i jestem honorowo na samym końcu.

IMG_6007

Takim sposobem cały plan poszedł w las, choć w tym przypadku należałoby powiedzieć w puszczę. Na horyzoncie tylko leśne ścieżki i drzewa. Łapię swoje tempo, kadencja jak lubię. Kręcę, kręcę i kręcę…

Tabliczka wdzięcznie pokazuje 10km. Zgodnie z pierwotnymi założeniami, to właśnie moja strefa małego skromnego bufetu. Wyciągam wyczekiwany, energetyczny żel i popijam. Na pewno pomoże! Wyprzedzam powoli kolejne osoby, każdego pozdrawiając wesołym popiskiwaniem plastikowego smoka – zielonego towarzysza, który rozsiadł się wygodnie na montażu kierownicy mojego roweru. Uśmiechy i pozdrowienia uczestników – bezcenne!

16-sty kilometr wita mnie delikatną zadyszką. Mam pewne podejrzenia, że ktoś podstępnie porozsuwał te tabliczki. Gdzie jesteś siedemnasty kilometrze? Na ostatnich ,metrach udaje mi się dojechać do dużo młodszego zawodnika, z którym toczę sprinterski pojedynek. Na szczęście wygrany. Dojechałem. Zajmuję 65 miejsce w kategorii OPEN.

IMG_6100IMG_6110

Każdy jadąc miał swoje cele – ja także. Po drodze nieco się zmieniły. I co z tego? Tak to już jest w życiu. Bądź dumny i zadowolony z tego co robisz, i co osiągasz! A miejsce? Nie ma znaczenia ( Kamil: Ma)

Chcieliśmy w tym miejscu jako załoga sklepów TOMAR bardzo podziękować organizatorom za wspaniałą imprezę. Było super!

Zachęcamy do subskrypcji naszego bloga, z Wami będzie zdecydowanie fajniej!

Wspomnieniami z wyścigu podzielił się: Marek Stasiowski, korekta i zdjęcia: Izabela Musiał

Galeria zdjęć: http://bit.ly/2pVSMPw

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s