Idealny kolarski dzień

IMG_20170705_151111.jpg

Zastanawialiście się kiedyś jak powinien wyglądać wasz idealny kolarski dzień? Chętnie podzielę się swoim, bo całkiem niedawno go doświadczyłem 🙂

 

 

Czy można wyobrazić sobie lepszy początek dnia, gdy po otwarciu oczu z mojego pokoju roztacza się przepiękny widok na Alpy? W takim towarzystwie kawa smakuje jeszcze lepiej. Trudno uwierzyć, ale przebywam właśnie w świątyni pięknego sportu jakim jest kolarstwo. Wszystko jest tu bardziej, dużo bardziej.

IMG_20170703_181252.jpg

Poranna dawka pobudzenia potęgowana jest zjazdem z Alp d’Huez. Temperatura koło 19 stopni i delikatny wiaterek zapowiada przyjemny dzień do poznawania okolicy. Jako, że mieszkamy na samym szczycie, każda nasza jazda rozpoczyna się od zjazdu do doliny.

davhdrIMG_20170705_095023.jpg

Dziś zjeżdżaliśmy przez Pas de la Confecion do urokliwej wioski Allemont. Dokładnie po 19 ciasnych zakrętach i 36 minutach ciągłego zjazdu, balansowania, hamowania i skręcania jesteśmy przy zalewie du Verney.

IMG_20170704_133058.jpg

W planie mamy dotrzeć do miejscowości Le Bourg-d’Oisans i dalej przez pierwsze 5 z 21 mitycznych zakrętów klasycznego podjazdu do Alpe d’Huez po których czeka nas odbicie na La Garde i La Route de la Roche. O wspomnianych wcześniej 19 stopniach i przyjemnym wiaterku można już zapomnieć. Pełne słońce rozgrzewa atmosferę do 33 stopni, na próżno było też szukać silniejszego podmuchu wiatru. Lucek chyba już czyhał na nas u swych bram, na szczęście od czasu do czasu na trasie można spotkać urokliwe zatoki ze studnią lub źródłem. I co najważniejsze, odrobiną cienia.

IMG_20170705_111931.jpg

Wszystko co dzieje się od tego miejsca jest czystą kolarską magią. Początkowo droga delikatnie meandruje wśród pojedynczych urokliwych zabudowań, by chwilę później przeciąć górskie zbocza. To niesamowicie malownicza trasa z widokiem na całą dolinę. Jednak ekspozycja i kręta La Route de la Roche powodują ostrożniejszą jazdę. Z resztą gdzie mam się spieszyć.

sdrsdrdavhdrsdr

Wspinam się cały czas do góry, nachylenie oscyluje w okolicach 4-9% aż do wioski Le Cert. Jest kilka minut po trzynastej, nikogo w zasięgu wzroku, okolica wygląda na wymarłą. Nic nie przeszkadza delektować się trasą, widokami i asfaltem, wszystko to tylko dla mnie! Pusta droga, z fajnie wyprofilowanymi zakrętami i dobrą nawierzchnią może oznaczać tylko niesamowitą frajdę z pokonywania kolejnych serpentyn aż do Le Freney – d’Oisans, w którym spotykam pierwszą żywą istotę od dobrych dwóch godzin. Pan w spokoju kupuje sobie bagietkę w automacie z pieczywem, zamyka drzwi i odjeżdża.

IMG_20170705_131452.jpg

Dla mnie to miejsce oznacza początek jazdy pod górę, jeszcze tylko kilka krótkich tuneli wykutych w skale i przejazd przez zaporę na jeziorze Chambon by znaleźć się na drodze ku przełęczy Col de Sarenne. Kolor wody i widoki powalają.

wiadukty.jpgrower i woda.jpg

coldesarenne.jpg

coldesarenki

Podjazd na przełęcz Sarenne jest niesamowicie urozmaicony i zmienny. Zaczyna się od wioski Le Freney – d’Oisans i nachylenia rzędu 4,5 procent, by od tamy na jeziorze przekroczyć 12% przez ponad kilometr. W wiosce Mizoen nachylenie chwilowo odpuszcza by mocniej przycisnąć aż do kolejnej urokliwej wioseczki Clavans la Bas. Jestem już na wysokości 1300 m n.p.m, słońce grzeje niesamowicie, a zapasy wody nikną w oczach. Kolejny raz ratuje mnie źródło i chłodna, smaczna woda. Siadam na kilka chwil na małej ławeczce. Moim oczom ukazuje się niewiarygodna rzecz – otwarta kawiarenka o godzinie 14.30. Co więcej, można tam coś zamówić i mają lody. Nie jest żadną tajemnicą, że w wyjątkowych okolicznościach przyrody wszystko smakuje lepiej. Tak, zwykły orzechowy magnum z karmelem staje na piedestale najlepszych deserów mojego życia, a chwilę później wtóruje mu najlepsze espresso jakie w życiu piłem. Przerwa nie trwa długo, bo ciągle najpiękniejsze przede mną, a przyznaję, nie mogłem doczekać się finałowego odcinka wspinaczki na Col de Sarenne. Surowy klimat, odsłonięte zbocze, iście Alpejski podjazd. Po przejechaniu ostatniej ludzkiej ostoi Clavans le Haut wkraczam w jeden z najpiękniejszych rozdziałów mojego życia. Samotna wspinaczka, w zapierającym dech otoczeniu. Na garminie temperatura zatrzymała się na 43 stopniach, a trudy wspinaczki doskonale rozumie mój pustoszejący bidon.

lydaa (1)

Kolarski ból, to największy ból jaki może znieść człowiek z własnej woli. Łączy ze sobą ogromny wysiłek całego organizmu by walczyć z grawitacją i mentalne zaparcie by w każdy zakręt wchodzić z pełną dostępną mocą, a nawet wykraczającą poza własne rezerwy, znosić niemiłosierny żar słońca i mocne podmuchy wiatru. Wszystko po to, by stanąć na szczycie przełęczy lub podjazdu. I to nie byle jak, tylko z głową podniesioną do góry. Wiedząc, że Twoje nogi Cię tu zaprowadziły i na wszystko zapracowałeś sam. Mimo iż nie witają mnie tłumy, zwycięstwo smakuje niesamowicie.

_DSC8638.jpg

Autor tekstu: Kamil Herchel, zdjęcia: Koloradość

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s