Srebrna Góra – Czyli szosowa wizyta w pięknym województwie dolnośląskim

mapasrebrna.jpg

Całość tej historii zaczyna się dość przewrotnie. Od zapakowania naszego firmowego TOMARowego busa rowerami Enduro pod sam dach lub jak prawią górale pod samiuśki dach. Jedynie gdzieś daleko na pace, nieśmiało wychylają się szosowe kierownice naszych rowerów. To już nie jest żadna tajemnica, tym bardziej zaskoczenie, że Srebrna Góra stała się endurową stolicą Polski. Przemyślany plan rozwoju, świetnie przygotowane ścieżki, klimat i infrastruktura. Wszystko to sprawia, że nasi koledzy od pełnych zawieszeń nie mogli się już doczekać by pośmigać singlami. Jak w tym wszystkim odnalazł się 5 osobowy peleton odziany w lycrę?

Wyśmienicie! Na tym mógłbym skończyć opowieść o naszym szosowym wyjeździe. Powtórzyłbym pewnie jeszcze 100 razy słowa pięknie, wspaniale, urokliwie i ciągle nie oddałbym wyjątkowości rejonów Srebrnej Góry i Gór Sowich, ale po kolei.

_DSC8251

Prosto spod bazy kudłatych Enduraków ruszamy drogą 385 w kierunku Nowa Wieś Kłodzko i dalej na przełęcz Woliborską.

Podjazd jest bardzo, bardzo przyjemny. W większej części zacieniony, co w przypadku pięknego czerwcowego dnia jest tylko kolejnym atutem. Po 13 minutach poprawiamy tyłek na siodełku, dopinamy koszulkę i szykujemy się do zjazdu w kierunku Bielawy.

Zjazd jest NIESAMOWITY. Fajnie wyprofilowane zakręty, dobra widoczność i gładki asfalt. Czemu to trwało tak krótko nie wiem, ale chętnie powtórzyłbym to najlepiej od razu. Plan jednak nie przewidywał nagłych zwrotów kierunku, a perspektywa kolejnych podjazdów i zjazdów zajmowały głowę tak mocno, iż nie było miejsca na rozczarowanie i smutek.

Danie główne, podjazd na przełęcz Jugowską z Pieszyc. Kręcąc z werwą, patrzę na chęci Piotrka i Adama do mocniejszej jazdy pod górę. Już wiem, że rekreacyjną formułę naszego wyjazdu czeka mała korekta i chętnie sprawdzimy kto w kategoria Bojler85+ pierwszy wyczołga się na szczyt.

Wcinając się coraz mocniej w Park Krajobrazowy Gór Sowich, mijamy górniczą wieś Kamionki, doceniając trud ciężkiej pracy nie pozwalam sobie na chwilę wytchnienia trzymając się 300W na moim Garminie. Na chwilę odpoczynku nie pozwala także partner ucieczki, gnający obok mnie po mityczną chwałę. Przyglądając się z boku, ktoś mógł pewnie odnieść wrażenie, że to rykowisko jeleni lub sapanisko szoszonów bo oddychaliśmy dość głośno, a bidony nie tak dawno jeszcze pełne, kwiczały od mocnego zgniatania, by jak najszybciej ugasić pragnienie. W tej kakofonii  dźwięków powoli ukazuje się koniec podjazdu.

_DSC8312.jpg

Dojechaliśmy do przełęczy i kierując się na Sokolec rozpoczynamy krótki, acz bardzo szybki zjazd, by kilka chwil później podjąć się obrony godności na najbardziej stromym fragmencie trasy. Ocenę tego zadania pozostawiam każdemu z uczestników tej nierównej walki z grawitacją podobno płaskiej planety ziemi.

_DSC8339a.jpg

Zdjęć z tego fragmentu trasy oczywiście nie zobaczycie, bo musiałem porządnie trzymać się kierownicy. Kolejne kilometry mijają bardzo przyjemnie. W Walimie skręcamy w kierunku przełęczy Walimskiej i przepięknym brukowanym fragmentem wspinamy się coraz bliżej słońca, które dziś nie żałuje nam swojego blasku. W każdym z nas, a na pewno we mnie obudził się na chwilę Fabian Cancellara, i po mocnym wytrzepaniu przez kostkę przejeżdżamy przez przełęcz ponownie w kierunku Pieszczyc, gdzie odbijemy na krótki podjazd na Przełęcz pod Wroną.

_DSC8377.jpg

Ostanie kilometry przed decydującym(nie wiadomo jednak o czym) podjazdem pod Srebrną Górę i dalej, aż pod sam fort Don Jon mijały nam raczej leniwie. Cierpienie nie ucieknie, a my zdążymy dokładnie i precyzyjnie wykonać tanlinesy na naszych zgrabnych udkach.

srebra cos tam.jpg
fot. Adam Śliz

Dobrze, kończmy to i puentujmy. Podjazd po Srebrną Górę to absolutny polski klasyk, trzymający przez całą swoją długość, z przejazdem przez brukowane urokliwe centrum miasteczka, pełnego turystów i motocyklistów. Ostatnia wspinaczka to też idealne podsumowanie naszego wyjazdu na Dolny Śląsk, który jest niesamowicie urokliwym rejonem, pełnym pięknych i zaskakujących zakątków. Nic tylko szosować!

To było tak dobre, że poczuliśmy się w obowiązku wykonać „szczytową” samojebkę!

_DSC8382.jpg

Autor zdjęć i tekstu: Kamil Herchel

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s