Współczesne maszyny tortur – trenażer

grafika blog

Kiedy średniowieczna Europa po swoich mrocznych dziejach wybudzała w sobie na nowo poczucie człowieczeństwa, gdzieś głęboko pod nami, nie wiadomo, w którym piekle czort lub inne cholerstwo powoli szykowała nową maszynę do siania bólu i tworzenia zabójczego dla naszych łydek kwasu mlekowego. Bo kto inny jak nie diabeł lub w zależności od mitologii, w którą wierzysz drogi czytelniku, inny dziki i zły twór – mógł stworzyć rzecz tak idealnie złą jak trenażer?

Sam do dziś zadaje sobie to pytanie. Gdzie i kiedy zostałem tak doszczętnie skuszony, że czas i chęci potrafię godzinami trwonić, by koła w ruch nieustanny wprawiać. Co mnie motywuje? Co nakręca chęci? Wynotowałem sobie kilka najważniejszych punktów:

Pogoń za młodością

Upływający czas jest uniwersalnym motywatorem do wprowadzania wszelkich zmian w swoim życiu. Szczególnie tyczy się to mężczyzn zbliżających się do magicznych granic w ich życiu, jak 30 i 40 lat. Dalej nawet nie staram się wybiegać, gdyż jest to dla mnie tak nierealne, jak kupowanie roweru, by jeździć nim do góry kolejką. A więc, co takiego dzieje się w mojej głowie, że nie pozwala mi odpuścić, a na każdy krok w stronę starości reaguje nagłym sprzeciwem? Chyba powinienem Ci mój kochany mózgu bardzo podziękować, bo sprawiasz, że ciągle mi się chce. I co najlepsze: chce mi się coraz bardziej!

FTP ważniejsze niż PKB, nie wspominając o PKP.

Dla każdego dużo pracującego kolarza-amatora, a przynajmniej dla mnie problematyczne bywa znalezienie odpowiedniej ilości czasu na trening, jazdę dla przyjemności i regenerację. Codziennie przychodzi do mierzenia się z coraz to nowymi czelendżami XXI wieku. Jednym z wyzwań, z którym człowiek nie zdążył się jeszcze uporać jest wydłużenie doby o dodatkowy czas na przyjemności i sen. Panowie naukowcy, proszę się wziąć do roboty!

Przy tych wszystkich troskach, zmartwieniach i problemach wyrobiłem sobie tarczę ochronną, przez którą nie przepuszczam rzeczy, na które nie mam wpływu lub mam tylko malutki. Wspomniane w tytule akapitu PKB zależy od tak wielu czynników i decyzji na górze, że ludziom tak małym, obarczonym tak duża ilością obostrzeń fiskalnych i obowiązków brakuje chęci i czasu na ciągłą troskę o zamożność naszego kraju. Szczególnie, że mam na głowie tak ważny dla mnie parametr jak FTP. Każdemu, kto nie wie co oznaczają te 3 magiczne literki, nawet nie będę próbował wyjaśniać na szybko i odeślę do wyszukiwarki googla.

Tak, ważniejsze jest dla mnie moje FTP niż PKB mojego kraju!

Poczucie spełnienia, ciężkiej pracy i rozwoju.

Od kiedy udało mi się dostać do gimnazjum sportowego pod skrzydła wspaniałej pani trener, która wywarła na mnie duży wpływ, wiedziałem że sport to nie są żarty. To poważna, sumienna i ciężka praca. Codziennie. Nie ważne czy odbywasz trening, czy w inny sposób dbasz o swoje ciało. W pewnym sensie sport to styl życia, nawet w formie amatorskiej.

Zawody i rywalizacja wyzwalają we mnie wiele pozytywnych wspomnień, a możliwość sumiennego przygotowania się do nich odbieram jako wyznacznik poziomu rozwoju człowieka. Koniec kropka. Dość mam tego wszechobecnego gadania(choć powinienem użyć mocniejszego słowa) o lajtowym podchodzeniu do życia, do obowiązków, do zawodów. Czy wy ludzie kiedykolwiek byliście w stanie zrobić coś dobrze? Wydaje mi się, że nie. Ciągłe usprawiedliwienia samego siebie prowadzą do tego, że nie potraficie przekroczyć swojej strefy komfortu, nie potraficie się rozwijać i dążyć do doskonalenia. „ Bo jest dobrze jak jest”. Później na zawodach słychać jęki, że ja bez napinki, że na spokojnie. I wszyscy czekają 4 godziny na tych wylajtowanych. Nie wierzę w to, że można przegrywać ze spokojem.

Jestem bardzo zadowolony, że nie potrafię robić czegoś na 50%, że mam dwie sprawne nogi i możliwość jazdy i trenowania na rowerze. Żeby być mocniejszym, silniejszym i wytrzymalszym(psychicznie również). Dla siebie, dla własnej satysfakcji i również, by czasem od zawodów do zawodów rywalizować z ludźmi którzy chcą sami tworzyć i kreować swój świat, a nie zbierać to co zostało. Do roboty przegrywy!

Lubię trenować!

Oj tak! Uwielbiam to uczucie, gdy motywacja słaba, rozpiska treningu wygląda jak półroczne zestawienie wpływów budżetowych dużej firmy, nogi ciągle obolałe, a ja mimo to wsiadam na rower. Nie ważne czy na zewnątrz czy ze Zwiftem w kuchni na trenażerze. Rozkręcam to wszystko i po 10 minutach znajduje ogromne pokłady chęci do wykonania mojego treningu na 100%. Co do jednego wata. Każdy zakres wykonany tak jak w rozpisce. Mocy przybywaj!

Zacząłem swój krótki esej od wywodu o maszynie zła jaką jest trenażer i przyzwoitość nakazuje nawiązać do niego chociaż na koniec. Bardzo ciężko było mi zacząć regularne i intensywne treningi w domu. Przeszkadzał mi brak powietrza, horyzontu, wolności, zjazdów i podjazdów. Listę mógłbym powiększyć jeszcze o co najmniej 20 pozycji, aczkolwiek nie ma to żadnego sensu. Wszystko zależy od tego, do czego i jak chcemy wykorzystać trenażer. Mi daje wymierne korzyści i możliwość przygotowywania się do amatorskich zawodów mimo braku czasu lub światła dziennego w porach kiedy chciałbym to robić. Intensywność treningów na trenażerze jest niesamowita i zgodnie z filozofią treningów HIT pozwala w nieco ponad godzinę przenieść się do krainy kwasem i potem płynącej. Zeszła zima przyniosła mi stały wzrost wszystkich najważniejszych parametrów, jak i podniosłem FTP o 33 waty. Poprawiłem technikę pedałowania, koncentrację oraz oddech. Czy ciągle uważacie, że trenażer to zło i nie warto w ogóle na niego wsiadać?

Wszystkich którzy mówią, że trenażer i trening to jest porażka, a oni jeżdżą tylko dla przyjemności pozdrawiam, ale też polecam robić rzadsze i krótsze przerwy pod górę. Brać mniejsze oddechy na szybkich płaskich odcinkach i regularnie obcierać czoło z nagromadzonego potu 😉

Autor: Kamil Herchel

2 myśli na temat “Współczesne maszyny tortur – trenażer

  1. Witam. Sam mam 44 lata i jezdze raczej amatorsko na szosie od kilku lat. Dwa lata temu zaczalem smigac tez na trenazerze i po zaakceptowaniu braku wiatru i krajobrazu zmieniajacego sie w czasie moge stwierdzic ze jazda z konkretnym planem, aplikacja motywujaca do dzialania (TrainingPeaks, Zwift, Trainerroad albo podobne) daje bardzo pelen wynik, odpowiednie stymulowanie kazdego miesnia i serducha. Radoche daje walka z watami, bicie tetna i utrzymywanie kadencji. Obserwujac parametry zapomina sie o uplywajacych minutach i braku widokow czy wiatru i trening zaczyna byc przyjemny. Jazda na moc powoduje super zmeczenie i jest efektywna. Ale inna sprawa ze jak przyjdzie dobra pogoda i czlowiek wyjedzie w plener to jest dopiero frajda. Zycze tysiecy bezpiecznie przejechanych kilometrow i pozdrawiam. Tomek

    Polubione przez 1 osoba

    1. Witaj. Zdecydowanie, nic nie może konkurować z jazdą w plenerze. Chyba po to całe nasze wysiłki i wylany pot, by jak już wyjdzie człowiek po ciężkiej ciemnej zimie ze swojej pain cave to mógł cieszyć się watami w pięknych okolicznościach przyrody. Do zobaczenie na trasie! Pozdrowienia.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s