Czy tego chcemy czy nie 29′ na dobre zadomowiło się w Enduro. Powoli, ale skutecznie atakuje też świat DH. Znamy zalety najnerów, komfort, szybkość, ale znamy też wady. Mniejsza sztywność kół, gorsza skrętność. Jak to jest naprawdę?
Nigdy nie miałem okazji jeździć na endurówce na dużych kołach, aż do teraz, gdyż dostaliśmy do testów Treka Slash w „najtańszej” wersji 9.7
Zaajawa, o rowerze słyszałem bardzo dobre opinie, a Pinkbike wybrał Slasha rowerem roku 2017. Pierwsze wrażenie, malowanie petarda, linia roweru powala, on naprawdę dobrze wygląda Cholera, to naprawdę duży rower! Egzemplarz na którym jeździliśmy był w rozmiarze 19.5 czyli idealnie dla mnie.
160mm z przodu i 150mm skoku z tyły w połączeniu z nowoczesną geometrią oraz dużym kołem na boostach wydaje się być przepisem na rower idealny. Jest styczeń, na zewnątrz od kilku dni panują temperatury dodatnie, a to oznacza, że w lesie Wolskim jest dużo błota. Dlatego dokonuje małego tuningu i zamieniam seryjne opony na Magiczną Marysie, aby lot był przyjemniejszy 🙂
Schwalbe Magic Mary opona której przedstawiać nie trzeba. Taka opona na dużym kole wróży znakomitą przyczepność. Wypakowuje rower z auta i przygotowuje się do jazdy, mija mnie biegacz, który wraca po kilku minutach mówiąc, że dziś nie da się biegać jest zbyt ślisko. Taaak, na to liczyłem błoto, śnieg i lód – będzie zabawa. To ten dzień, gdy bez całowania matki ziemi się nie obędzie. Ruszam.
Na razie pod górę. Rower wspina się szybko i bardzo pewnie, momentami koła zabuksują, jednak po momencie Marysia wgryza się w glebę, a ja brnę dalej. Zaczyna się robić ciężko, próbuje redukować na lżejszy bieg, i dochodzę do „ten uczuć” gdy nie ma nic lżej. Ze stopniowanie napędu dla dzików kaseta 10-42 i blat 32 przy kole 29 znaczy, że udo zapiecze nie raz. Najważniejsze, że jestem u góry i mogę zaczynać trasę w dół.
Kilka band i hopek. Szybko, bardzo szybko. Na dole… rozczarowanie. W locie na hopkach czuć, że rower jest wielki i nie daje mi pewności ani frajdy. Powtarzam trasę jeszcze kilka razy, odczucia się nie zmieniają. Jadę na kolejny singiel. Co to za enduro bez jazdy na jednym kole, uff na manuala bardzo trudno go wrzucić.
No to hop w dół, krótkie płaskie zakręty nieraz o ujemny pochyleniu. Rower jedzie jak po szynach, poślizg bardzo kontrolowany, Wow dwa-dziewięć robi robotę. Powtarzam trasę kilka razy – jest dobrze. Śmigam dalej, teraz czeka mnie szybka trasa, dużo band, chętnie zobaczę jak to skręca. Banda lewo, banda prawo, banan na twarzy. Rower kładzie się w zakrętach jak dziecko po wieczorynce. Czuje tylko błoto które wypada spod tylnego koła i uderza mnie w kurtkę. Czas 1;16 lecąc luźno, najlepszy czas 1;06 po suchym napinając się jak biceps na sterydach… to naprawdę szybki rower.
Rodzina Slash obejmuje 3 modele z czego testowany, oznaczony jako 9.7 jest modelem najtańszym którego cena wynosi 17.999zł… Za amortyzacje odpowiada Rock Shox z tyłu Delux z nowa technologią Treka Thru Shaft, działa rewelacyjnie. Z przodu mamy Yari szkoda, że nie jest to chociaż Pike lub Lyrik. Poza wspomnianym napędem to jedyne komponenty do których mógłbym się przyczepić. Reszta jest na zadowalającym poziomie, na plus zasługuje dobrze działająca i łatwa w serwisie sztyca o skoku 150mm.
Podsumowując Slash to świetny rower, bardzo skrętny, szybki sztywny, ze świetnym zawieszeniem idealnym do ścigania. Czy kupiłbym ten rower? Nie. Jest to super maszyna do ściągania, ale dla mnie lepszym rowerem jest Remedy, jest bardziej uniwersalny i dający więcej z jazdy. Slashem wygramy zawody, ale w bike parku nie będziemy mieć frajdy.
Autor zdjęć i tekstu: Marcin Chwalba
Korekta: Kamil Herchel, Piotr Grzegorzewski